ŚWIADECTWO POWOŁANIA

„Niech Cię, Panie, wszystko chwali.” (Sł. B. Józefa Hałacińska)

Duchu Święty, oświeć mnie, by to świadectwo było oddaniem chwały Bogu Ojcu za dar życia i łaskę powołania do Zgromadzenia Męki Pańskiej.

Po maturze w IV klasie liceum powiedziałam mojej Mamusi, że nie będę zdawać na studia, gdyż podjęłam decyzję wstąpienia do zakonu. Mama popatrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, z których popłynęły łzy i powiedziała: „Dziecko, to Pan Bóg naprawdę jest!”.
Byłam zdumiona takim sformułowaniem; przecież Mama była gorliwą, oddaną Panu Bogu katoliczką, rozkochaną w Matce Bożej! Usiadłyśmy i Mamusia opowiedziała mi następującą historię: gdy była w ciąży z czwartym dzieckiem, okazało się, że ciąża jest zagrożona, a dziecko ma bardzo poważne, nieuleczalne schorzenia. Jako jedyne rozwiązanie, lekarze proponowali aborcję. Mamusia po modlitwie odpowiedziała lekarzowi: To sam Pan Bóg dał życie mojemu dziecku. Jeśli dziecko urodzi się chore, wychowam chore. Jeśli ja umrę, Matka Boża zajmie się moimi trzema córkami. Przed porodem było wiele komplikacji. Gdy zbliżał się termin porodu, Mamusia wstąpiła do katedry lubelskiej, uklękła przed łaskami słynącym obrazem Matki Bożej Częstochowskiej i w przypływie bólu, żalu, a jednocześnie nadziei i wiary, powiedziała: „Matko, jeśli to dziecko będzie zdrowe i ja będę zdrowa, niech Pan Bóg weźmie jedno z dzieci na swoją służbę”. Ku zdumieniu lekarzy urodził się chłopiec (wyczekiwany po trzech dziewczynach) zupełnie zdrowy, z wagą 4,5 kg. Mamusia zupełnie zapomniała o wypowiedzianej obietnicy, złożonym Panu Bogu ślubie.
Dodam jeszcze, że brat ma obecnie 40 lat, ukończył studia, jest wspaniałym mężem i ojcem dwóch córek.

Pochodzę z rodziny katolickiej, żyjącej Bożym Prawem. Modliliśmy się całą rodziną, uczestniczyliśmy w życiu Kościoła, w nabożeństwach różańcowych w październiku, roratach w czasie Adwentu, Drodze Krzyżowej w Wielkim Poście, nabożeństwach majowych. W każdą niedzielę i święta przeżywaliśmy radość uczestnictwa we Mszy św. W szkole podstawowej uczestniczyłam w katechezie, którą wspaniale prowadziła dla nas siostra zakonna ze Zgromadzenia Sióstr Sercanek, ks. Proboszcz mojej parafii – Ks. kan. Jan, natomiast w liceum – oddany Panu Bogu i ludziom – śp. ksiądz Lucjan Szubartowski. W trzeciej klasie licealnej Pan Jezus dał mi odczuć swoją rzeczywistą obecność i wielką miłość. Stało się to wtedy, gdy przeżywałam bolesną dla mnie, jako uczennicy, sprawę. Pewnego razu, podczas lekcji, koleżanka widząc moje przygnębienie i smutek, powiedziała: nie martw się, przecież BÓG CIĘ KOCHA, BÓG JEST Z TOBĄ! Gdy tego wieczoru uklękłam do modlitwy, otworzyłam Pismo Święte. Czytałam pierwszy raz Słowo Boże skierowane tylko do mnie! Płakałam, odczułam miłującą obecność Pana. Rozmawiałam z Nim niemalże do godzin rannych. To była pierwsza autentyczna modlitwa – pełna miłości i wiary rozmowa z Panem oraz doświadczenie Jego miłującej obecności.
Od tego czasu rozmowa z Nim – modlitwa wieczorna – przedłużała się do kilku godzin. Pokonywałam codziennie 10 km, by uczestniczyć przed lekcjami w porannej Mszy świętej w kościele Najświętszej Maryi Panny w Lublinie (obok KUL-u). Pan sam mnie prowadził do głębszego poznania Jego Miłości. Codziennie rozważałam fragment Pisma Świętego, który zapisywałam na kartce i kilkukrotnie czytałam podczas przerw lekcyjnych doświadczając Jego obecności. Odkryłam w tym czasie moc wstawiennictwa Matki Najświętszej, Jej opiekę i matczyną troskę oraz głębię modlitwy różańcowej. Czytałam i niemalże pochłaniałam książki religijne kupując je w księgarni na KUL-u. Sięgnęłam wówczas po książkę: „O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a’Kempis i książkę niemieckiego teologa – Krencera: „Taka jest nasza wiara” – dzięki nim odkrywałam sens wiary i życia. Doświadczałam wielkiej miłości i szczęścia z „przebywania z Chrystusem”. On był ze mną i to była moja cudowna tajemnica, która jednak nie dała się ukryć. Zauważono przemianę w mojej postawie, rozmowach. Porzuciłam najmodniejsze, ubrania, przesadne dbanie o wygląd zewnętrzny.

Byłam tak zakochana w Chrystusie, że jednym tchem pochłaniałam wciąż nowe książki. Fragment Pisma Świętego przeczytany rano zapisywałam, by z tymi słowami Pana przeżywać cały dzień. Medytacja i modlitwa różańcowa wypełniała czas podróży do szkoły i chwile przerw międzylekcyjnych. Wymykałam się z liceum do kościoła na krótką adorację podczas długiej przerwy. Chrystus stał się celem wszystkich moich pragnień i myśli. Pamiętam też noc, podczas której miłość i tęsknota nie pozwoliły mi spać. Duch Święty podpowiedział mi wtedy najcudowniejsze miejsce spotkania z moją Miłością – MSZĘ ŚWIĘTĄ!
Codziennie, więc jechałam do Lublina wcześnie rano, by przed lekcjami złączyć się z Panem. Pół godziny Eucharystii upływało jak jedna chwila, a ja drżąca, z Chrystusem w sercu rozmyślałam i dziękowałam Mu za to, że umarł za mnie na krzyżu, że z miłości dał mi Swoje Ciało na pokarm…
Wśród koleżanek i kolegów z klasy powstało niemałe zamieszanie z powodu mojej przemiany. Pytali mnie o wszystko, co było związane z życiem w Chrystusie. W osobistych rozmowach dzieliłam się z nimi szczęściem z odnalezienia Pana, a właściwie tym, że Pan mnie odnalazł! Na poranną Eucharystię przychodziły koleżanki i koledzy z mojej klasy. Nasze prywatki zamieniały się w spotkania dzielenia się Słowem Bożym, Jego prowadzeniem, Jego miłością.
Doświadczając tej miłującej obecności Pana, pewnej nocy, podczas modlitwy powiedziałam Panu, patrząc na krzyż, że pragnę oddać Mu całą siebie, ale nie wiem jak to uczynić. Mówiłam: „Panie mój, Ukrzyżowany Zbawicielu, skoro Ty oddałeś za mnie życie na KRZYŻU, ja oddaję Ci, to, co mam najcenniejszego: siebie samą i całe moje życie,”. Ksiądz Lucjan Szubartowski, katecheta prowadzący przy parafii zespół muzyczny – scholę „Massabiel”, zorganizował dla chętnych uczniów wolontariat – mogliśmy sobie wybrać osobę z domu opieki, którą będziemy odwiedzać. Chodziłam do pani Stasi, leżącej, sparaliżowanej, 80 letniej kobiety, dwa razy w tygodniu. Posługę pielęgniarską w tym domu opieki sprawowały siostry Pasjonistki. Pewnej niedzieli, jakby popychana wewnętrzną siłą, pojechałam do nich i zapytałam czy mogłabym służyć Panu w ich Zgromadzeniu. Dopiero w Płocku, podczas rozmowy z Matką Generalną dowiedziałam się, że jest to Zgromadzenie Męki Pańskiej – Siostry Pasjonistki. Pan sam mnie tu przyprowadził. Na obrazku upamiętniającym dzień ślubów wieczystych (po ośmiu latach spędzonych w Zgromadzeniu) zamieściłam słowa: „Błogosław, duszo moja, Pana i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach” (Ps 103). Posługując w Zgromadzeniu Sióstr Męki Pana naszego Jezusa Chrystusa – Sióstr Pasjonistek, staram się całym życiem dziękować Chrystusowi Ukrzyżowanemu i Zmartwychwstałemu za wszystko, co od Niego nieustannie otrzymuję. Szczególnie dziękuje Mu za to, że pozwala mi uczestniczyć w Jego Cierpieniach, niosąc życiowy, krzyż.

„Błogosław, duszo moja Pana i nie zapominaj o wszystkich Jego dobrodziejstwach”.

Siostra Pasjonistka