OD BALETNICY DO ZAKONNICY

Historia mojego powołania jest następująca, będąc dziewczynką w czwartej klasie szkoły podstawowej, chciałam być baletnicą, lecz wszystko się zmieniło, gdy obejrzałam film „Jezus z Nazaretu”. Zwłaszcza sceny dotyczące męki Chrystusa głęboko mnie poruszyły i wywołały u mnie szczery żal za grzechy. Poprosiłam Jezusa, żeby mi przebaczył moje grzechy i gorzko płakałam. Pamiętam siłę tego żalu do dzisiaj. Jako poręczenie przebaczenia przez Jezusa, poprosiłam, żeby mi się przyśnił. Czułam się zawiedziona, bo tamtej nocy nic się nie wydarzyło. Jednak przyśnił mi się następnej nocy, jak schodził z krzyża (był w moim wieku, a włosy miał jasne, kręcone) i podawał mi srebrną obrączkę – zdziwiło mnie to, bo moi rodzice noszą złote obrączki i mówił żebym ją przyjęła. Bałam się powiedzieć o tym rodzicom, bo byłam rozrabiaką i rodzice mieli ze mną wiele problemów i myślałam, że jak im opowiem ten sen, to bardzo się zdenerwują, że z takich rzeczy się nie żartuje. Zastanawiało mnie tylko o co chodzi Jezusowi i pojawiało się wciąż nurtujące mnie pytanie: „Na żonę jestem za młoda, więc co: czy Bóg chce bym była Jego dziewczyną”? Zwierzyłam się mojej katechetce, a ona mi powiedziała, że Bóg chce abym była zakonnicą albo żebym Mu się poświęciła w świecie. Od tej chwili, gdy ktoś się mnie pytał kim chce być, mówiłam, że zakonnicą i każdy się dziwił. Oczywiście, czego też to ja się o zakonach nie dowiedziałam w ramach przestrogi. Kiedy byłam w ósmej klasie szkoły podstawowej poznałam po raz pierwszy smak Bożej miłości, to mnie powaliło i zachwyciło: piękno, dobro i krystaliczna czystość tej miłości. Siła tych Bożych cukierków była tak silna, że czułam się jak w niebie i wtedy płakałam ze szczęścia. Miłość Chrystusowa nie ustępowała, a stawała się silniejsza i domagała się wyłączności. Złożyłam Jezusowi prywatny ślub czystości wynikający z miłości do Niego. Przynaglenie było silne w III klasie szkoły średniej. Szukałam mojego zgromadzenia, najpierw w swoim mieście, potem przez informatory, spotkania z różnymi przejezdnymi siostrami. Od Jezusa ciągle domagałam się znaków potwierdzających moje powołanie, bo nie mogłam znaleźć swojego zakonu. Do mojej parafii przyjechały Siostry Pasjonistki, pomyślałam, bez szczególnego entuzjazmu: „O następne”. Jednakże po krótkiej chwili, gdy one dawały świadectwo, mówiąc o Ukrzyżowanym Jezusie i po całym moim poszukiwaniu, usłyszałam wewnętrzny głos: „Czy potrafisz mnie pokochać właśnie takiego”? /odepchniętego, zapomnianego, cierpiącego i wzgardzonego/. Odpowiedziałam, że tak. WRESZCIE OŚWIECENIE. Myślałam, żeby rzucić szkołę, ale jestem osobą, która nie lubi ryzyka i chciałam pójść na studia. Jednak pojechałam do sióstr, aby się przekonać jak wygląda życie zakonne i niestety jakoś inaczej je sobie wyobrażałam. Stwierdziłam, że moja noga więcej tam nie postanie. Siostra, która mnie odwiozła na dworzec powiedziała, że pomodli się, żeby Jezus dał mi jednego kopniaka albo nawet dwa, żebym tu wróciła. Nie wiem, czemu, ale to zapamiętałam. Poszłam na studia do pięknego Olsztyna. Myślałam, że moje powołanie zakonne to pomyłka, więc chciałam je sobie wybić z głowy. Spotykałam się z chłopakami, chodziłam do klubów i na imprezy, żeby zapomnieć o Jezusie, ale cały czas czułam, że jest ze mną i mnie strzeże. Za każdym razem, kiedy nawiązywałam nową relację damsko-męską, czułam się jakbym Kogoś zdradzała. Później kończyłam drugie studia, miałam chłopaka, który pragnął stać się moim narzeczonym (a ja walczyłam z tymi zaręczynami) i poważnie myślał o naszej przyszłości, a wewnętrznie czułam się rozdarta, bo już dawno moje serce oddałam Komuś innemu. Nastąpiło trudne rozstanie, bo to był wspaniały chłopak i wiele mu zawdzięczałam. Jednak MIŁOŚĆ BOGA PRZEBIJA KAŻDĄ MIŁOŚĆ LUDZKĄ. Miałam, więc pretensje do Boga, że tak układa moje życie, wtrąca się w nie i je psuje. Jeszcze przed Nim uciekałam. Wmawiałam sobie, że potrzebuję czasu, znalazłam bardzo dobrze płatna pracę, kolejną przelotną znajomość i towarzystwo imprezowe, gdzie pojawiały się: alkohol i papierosy. Jednak te rzeczy wcale mnie nie cieszyły, lecz o zakonie nie chciałam słyszeć. I tak gasłam z dnia na dzień…W końcu moja koleżanka Asia zaproponowała mi wyjazd na rekolekcje dla Młodzieży Franciszkańskiej do Zakroczymia i spotkanie z pewnym zakonnikiem. Odbyłam spowiedź, zrozumiał mnie, powiedział, że czuję się jak uschnięta roślina, która potrzebuje podlania i pielęgnacji. Nareszcie ktoś mnie zrozumiał. Potem było „gorzej” , kazał mi jechać do Pasjonistek i wstąpić do aspiratu. Spowiedź była dla mnie przełomowa, myślałam, że ze złości będę jeść drzewa, które tam rosły /bo nie chciałam iść do zakonu/. Dziś ten ojciec kapucyn jest moim kierownikiem duchowym. Bezpośrednio po rekolekcjach do przyjazdu nakłoniła mnie ta sama koleżanka. Było lato, piękna pogoda i nagle po naszym przyjeździe nastąpiło gradobicie, my byłyśmy całkowicie nieprzygotowane na taką pogodę. Rwące potoki płynęły ulicami Warszawy, ludzie uciekali z przystanków autobusowych. Tylko ja i ona zostałyśmy z rozpostartą mapą, szukając siedziby sióstr. Ja już chciałam zrezygnować z poszukiwań, ale ona nie. Pomyślałam, dobrze wstąpię, jeśli dziś spotkam się z Matką Generalną i z nią na ten temat porozmawiam. Dojechałyśmy, siostry nas zaprosiły do środka. Pytam o Matkę Generalną, siostry mówią, że nie ma i już rzucam wymowne spojrzenie na Jezusa na krzyżu, ale słyszę, że wróci wieczorem. Przemoczone musiałyśmy zostać, było już późno, a koleżanka dostała wysokiej gorączki, więc ja i siostry się nią zajmowałyśmy. Nagle słyszymy, że wróciła Matka Generalna, było już po 22.00 i słyszę delikatne pukanie do drzwi. Wchodzi Matka Generalna z drugą siostrą wita się, pomaga koleżance i nastąpiła krótka rozmowa ze mną. Podczas kolejnej rozmowy Matka Generalna wysłuchując mnie, powiedziała, że jako dziecko na pewno byłam ofiarowana Matce Bożej Jasnogórskiej, kiedy byłam umierająca. Nie chciałam w to wierzyć, bo moja mama nie dowierzała mi, jeśli chodziło o powołanie, mówiła, że wszystkie siostry z zakonu pouciekają, kiedy ja tam przyjdę, a tata, że mu kaktus na ręce wyrośnie, zaś bracia, że zmarnuje sobie życie, a znajomi dziwili się, bo ostatnio wywijałam w klubie. Mama wybuchnęła płaczem i powiedziała, że to prawda, ale nigdy mi o tym nie wspomniała, żeby mnie nie ukierunkowywać w życiu na zakon. Postanowiłam, że pójdę za głosem powołania – „Co mi szkodzi, całe życie przed Nim uciekałam. Próbowałam wszystkiego, tylko nie tego i nie dawało mi to szczęścia. Pójdę za Jezusem”. Zaczął się okres zmagania i duchowego oczyszczenia, musiałam wiele rzeczy zmienić, co też było dla mnie trudne, ale nie niemożliwe. Codzienna Eucharystia była dla mnie ogromnym wsparciem. Wiara góry przenosi, aż sama się dziwiłam. Jak postanowiłam, tak też uczyniłam. Zbliżał się termin wyjazdu do zakonu. Tata się denerwował, że wkrótce i tak wrócę do domu i nie chciał mnie odwieść do zakonu, ale mama go przekonała mówiąc: „A pomyślałeś, co będzie gdy ona nie wróci i tam zostanie, jak będziesz się z tym czuł”? Przekonała go. Myślałam, że pożegnanie z moimi rodzicami i rodzeństwem będzie bolesne, ale cały czas się śmieliśmy, bo spotykały nas w tym dniu liczne, komiczne sytuacje. Aktualnie rodzice są szczęśliwi, że jestem w zakonie, a bracia też nie narzekają. Siostry rodzonej nie mam, ale sióstr duchowych mam teraz stokroć więcej. PAMIĘTAJ ! Powołanie zakonne to przepiękny dar, bycia wyłącznie oblubienicą Chrystusa. Jest to cud, przed którym człowiek powinien w zachwyceniu pochylić głowę, paść na kolana i trwać w głębokim uwielbieniu. Jeśli czujesz, że Pan Cię, powołuje, to NIE PRZEGAP TEGO I SIĘ NIE OCIĄGAJ !!! Wiem coś na ten temat, szkoda czasu i życia. Obecnie jestem po ślubach wieczystych i cieszę się, że mam NAJWSPANIALSZEGO MĘŻA na świecie, który za mną SZALEJE Z ZAZDROŚCI i tak się długo za mną nachodził. Ja też Go kocham, miłością, która rozpoczęła się dawno temu i trwa do dzisiaj, a ta miłość jeszcze bardziej rozkwita, bo MIŁOŚĆ NIGDY NIE USTAJE. PS: Według zapowiedzi obrączka też jest srebrna.

Dzięki Ci , Panie! s. Edyta.